środa, 10 kwietnia 2013

Rozdział 4: "Ochroniarz"

Lajones od rana siedziała w garażu majstrując przy samochodach. Długie, kruczoczarne włosy związane miała w koński ogon, czerwoną wstążką. W ustach miała papierosa z którego leniwie unosił się siwy dym. W tle leciała Metallica. Uchiha z lekkim uśmiechem spojrzała przez ramię na przyjaciela siedzącego na krześle i popijającego piwo.
- Kira, słońce, z łaski swojej mógłbyś przestać gapić się na mój tyłek?
Biało włosy wzruszył jedynie ramionami i upił spory łyk z butelki.
- Nie moja wina, że masz bardzo ładny tyłeczek
- Ty się lepiej zamknij i odpal tego grata
-Zapomnij. To wóz Hidana. Nie chcę później oberwać, za to, że coś jest nie tak z jego wozem
Lajones westchnęła wycierając dłonie w szmatkę.
- A ty jak zawsze pomocny
Kira wyszczerzył ząbki w szerokim uśmiechu, na co brunetka przewróciła oczami i usiadła za kierownicą, po chwili odpalając silnik. Głośny pomruk koni mechanicznych, rozszedł się po garażu, zagłuszając nawet muzykę.
- Powinien pojechać.
Wysiadła z samochodu i zamknęła maskę wozu, przeciągając się. Podeszła do przyjaciela i zabrała od niego piwo upijając kilka łyków.
- A ty? Wracasz do wyścigów?
- Madara mi zabronił po ostatnim..
- Nie wieżę, Czarna, że tak łatwo dasz za wygraną.
Uchiha zaśmiała się i odpaliła kolejnego papierosa, zaciągając się dymem.
- Jak ty mnie dobrze znasz, Kira.
- A masz chociaż wóz?
- A coś myślał? Pewnie że mam! Jednak nie tutaj. Bestia stoi u znajomego w garażu.
-Bestia?
Zaśmiał się unosząc nieco jedną brew.
- Dalej nadajesz imiona rzeczom?
- Skarbie, to mi się nigdy nie znudzi.
Uśmiechnęła się szeroko. Nagle drzwi, łączące garaż bezpośrednio z resztą domu, otworzyły się. Do środka wszedł blond włosy chłopak.Kira westchnął jedynie. Gdy Lajones i Deidara przebywali razem w jednym pomieszczeniu, niemal zawsze dochodziło do ostrej wymiany ripost.
- Madara chce nas u siebie widzieć.
Odezwał się do brunetki, podchodząc bliżej.
- Nas?
Uchiha uniosła nieco brew. Zastanawiało ją to, czego mógł chcieć braciszek od niej i od blondyna.
- Nie inaczej..
Czarna mruknęła coś niewyraźnie pod nosem i zaciągał się ostatni raz papierosem, oddając resztę Kirze. Chodź niechętnie, ruszyła z Deidarą. Przeszli w milczeniu mały korytarzyk, łączący garaż z domem i znaleźli się w holu, z którego można było dojść do kuchni i salonu. Oni jednak minęli pomieszczenia gdzie gromadziło się większość członków Akatsuki i zatrzymali się przed drzwiami z ciemnego drewna. Deidara zapukał i po usłyszeniu stanowczego "wejść", oboje weszli do środka, stając przed biurkiem szefa.

Spojrzałam na braciszka, przekrzywiając nieco głowę. W duchu modliłam się by nie dał mi wspólnego zadania z tym idiotą.
- Postanowiłem że przydzielę ci ochroniarza, Lajones.
Uniosłam nieco brew i zamrugałam kilka krotnie, mając wrażenie że się przesłyszałam. Nie potrzebuję ochrony, radzę sobie świetnie bez tego.
- Po dłuższy,m namyśle uznałem że zostanie nim Deidara...
- Jaja sobie robisz!? Dlaczego on!?
- Bo najlepiej się do tego nadaje i ufam mu.
- A moje zdanie się nie liczy!? Nie potrzebuję ochrony!!
Dlaczego akurat on? Każdy dobrze wiedział, że się nienawidzimy jak pies z kotem, a nawet gorzej. Gdybyśmy tylko mogli pozabijalibyśmy się. Przez moment zastanowiłam się czy dziś przypadkiem, nie jest prima aprilis. Niestety! Był to zwykły dzień, a poważna mina braciszka utwierdziła mnie w tym, że jednak to nie jest żart, a jego sprawca, nie roześmieje się jak wariat i nie krzyknie "nabrałaś się" .
- Zrozum, że chcę twojego bezpieczeństwa.
- przecież nic mi nie grozi, z resztą potrafię o siebie zadbać!
- Tak, pokazałaś jak potrafisz o siebie zadbać, podczas ostatniego wyścigu. To co zrobiłaś..
- Ile razy będziesz mi to wypominał!? Kurwa! Przecież nic się nie stało!
- Prawie zginęłaś!
Krzyknął uderzając pięścią w blat biurka i podnosząc się z miejsca. Przez chwilę patrzyliśmy po sobie. Odwróciłam wzrok, spuszczając głowę. Nie pamiętam kiedy ostatni raz się kłóciłam z bratem.
- Przepraszam...
Było mi głupio że tak wybuchłam. Rozumiałam, że się o mnie martwi, jednak po śmierci Izuny, stało się o dla mnie uciążliwe. Wiedziałam, że Madarze po jego śmierci nie było łatwo, nam obojgu nie było.
- Nie cofnę decyzji Lajones, już postanowiłem. Deidara będzie cię chronić czy ci się to podoba czy nie
- Niech będzie..
Uległam, bo co innego miałam zrobić? Mogłam się z nim o to dalej spierać, a i tak wyszło by na jego. Musiałam jakoś to przeboleć, że Deidara będzie mi towarzyszyć prawie na każdym kroku. Spojrzałam na blondyna. Miał opuszczoną głowę. Zmarszczyłam nieco brwi. Miałam wrażenie że przez moment w jego oczach dostrzegłam smutek. A może mi się zdawało?




[kilka godzin później

                                                                                                    
Był już wieczór. Nad Tokio powoli pojawiały się gwiazdy, a samo miasto zaczynało żyć, swoim nocnym życiem. Jechałam z Kirą i Deidarą, samochodem białowłosego. Cóż, Deidara był jak mój cień. Starałam się go ignorować. Skręciłam w kolejną ulicę, gdzieś na uboczu miasta. Przejechałam jeszcze kilka przecznic i zatrzymałam się, przed budynkiem z kilkoma garażami. Drzwi od jednego z nich były do połowy podniesione.  Ze środka, na coraz ciemniejszą ulicę padały smugi jasnego światła. Wysiadłam z samochodu i uśmiechnęłam się do Kiry
- Widzimy się na wyścigach.
Ruszyłam w stronę garaży, a Deidara za mną. Słyszałam jeszcze jak Kira odjeżdża. Weszłam do środka uśmiechając się.
- Witaj Kruku.
W naszą stronę odwrócił się wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna z wieloma tatuażami. Na przystojnej twarzy miał lekki zarost, a średniej długości włosy, starannie związane w niskiego kucyka.
- Lajones, miło cię widzieć.
Jego spojrzenie potoczyło się na Deidarę, stojącego tuż obok mnie.
- A kim jest twój przyjaciel?
- Deidara. Madara stwierdził, że przyda mi się ochrona.
- I mądrze postąpił, maleńka.
Uśmiechnęłam się jedynie. Kim był Kruk? Był nie tylko moim dobrym znajomym, ale również informatorem. Zdobywał dla mnie informacje, które miały pomóc mi w przyszłości w pewnej, bardzo dla mnie ważnej sprawie. Ponadto Kruk był osobą, która potrafiła załatwić wszystko. Od fałszywych dokumentów, przez samochody po broń. Najzabawniejsze było to, że nikt nie znał jego prawdziwego imienia, ani skąd wziął się jego przydomek.
- Jak tam moja bestia?
Brunet zaśmiał się.
- Spokojnie, nie ruszałem jej.
Wyszczerzyłam ząbki i podeszłam do samochodu, przykrytego czarną płachtą. Jednym szarpnięciem ściągnęłam ją. Naszym oczom ukazał się  Nissan Skyline z czarnym piórem wymalowanym na masce. Moim znakiem rozpoznawczym.
- Cudo..
Uśmiechnęłam się i zabierając kluczyki wskoczyłam za kierownicę.
- Deidara, wsiadasz czy zostajesz?
Dostrzegłam nikły uśmiech na ustach mojego ochroniarza i po chwili siedział obok mnie. To dziwne, ale chyba zaczynałam go lubić. Pomachałam jeszcze Krukowi i odpaliłam silnik. Wstrzymałam oddech, kiedy rozbrzmiał miły dla ucha ryk silnika. Ruszyłam z piskiem opon, wyjeżdżając na ulicę, wciskając gaz do dechy. Włączyłam muzykę i śpiewając, przyśpieszyłam wjeżdżając na główną drogę.  Deidara zaśmiał się, po chwili zaczynając śpiewać ze mną.
-All the other kids with the pumped up kicks,
You better run, better run, outrun my gun.
All the other kids with the pumped up kicks,
You better run, better run, faster than my bullet.
Śpiewaliśmy wesoło razem. Spojrzałam na niego kątem oka. Może nie będzie tak źle? Może jednak, się dogadamy? Zobaczymy co przyniesie czas.