czwartek, 21 lutego 2013

~Rozdział 3: ''Najbardziej oddalone wspomnienia, najtrudniej zapomnieć''~

       Weszłam do domu dokładnie o pierwszej w nocy. Światło w salonie nadal się paliło, co dodatkowo mnie zaskoczyło. Rzuciłam  kluczyki na szafkę, kurtkę odwieszając na oparcie krzesła. Kiedy znalazłam się w naszym najczęstszym miejscu spotkań, zauważyłam  Madarę siedzącego na kanapie. Na mój widok, jego oczy trochę złagodniały, jednak nadal zachowały swój zimny i pusty wyraz.
- Mogę wiedzieć gdzie byłaś?
- Na wycieczce….
- Nigdy więcej tak nie rób.
- Czemu? Nawet nie wiesz gdzie byłam – założyłam  ręce pod piersi, patrząc na niego uważnie.
- Więc czekam na wyjaśnienia.
- Nie powinny cię obchodzić…
Wiedziałam , że Uchiha nie lubił jak jego pracodawcy się tak do niego zwracali, jak ktokolwiek tak się do niego zwracał, jednak nie potrafiłam mówić o tym co robiłam  po wyścigach. Zwłaszcza od kąt chciałam mu powiedzieć kim jest tak naprawdę osoba która mnie wychowywała i wyszło, że to jego największy wróg, któremu nigdy nie wybaczy.  Brunet zmrużył groźnie oczy. Już nie wyglądał na tak miłego jak na początku.
- A jednak obchodzą.
- Trudno, będziesz musiał przeboleć moje milczenie.
Nawet się nie obróciłam, a Madara złapał mnie za nadgarstki i przyparł do ściany. Próbowałam mu się wyrwać, a włosy opadły mi na oczy.
- Mam wrażenie, że nie mówisz mi wszystkiego. Nie chcę cię skrzywdzić Yuuki, więc jednak mów…
- Nie….
- Wiesz, że ci ufam… lepiej tego nie spieprz, bo wiesz co się dzieje z osobami, które straciły moje zaufanie – warknął, przyszpilając mnie mocniej, aż pisnęłam, czując jak kręgosłup wbija mi się w ścianę.
- Nie mogę ci tego powiedzieć!
Madara cofnął się, puszczając mnie i odwrócił się  do mnie plecami, warcząc:
- Wyjdź pókim dobry…
Nie czekałam długo. Wyszłam stamtąd na drżących nogach, przeklinając pod nosem. Nigdy nie widziałam w jego oczach takiej furii. Zanim wyszłam, usłyszałam tylko dźwięk łamanego biurka.
    Weszłam do pokoju Paina, podchodząc do jego łóżka i siadając w miejscu gdzie rudy miał nogi. Spał. Nie chciałam go budzić, jednak ciche pociąganie nosem, przywołało go do świadomości.
- Czemu to jest takie trudne….?
- Yuuki, zrobił ci coś?
- Czemu to jest takie trudne…?!
- O czym ty mówisz?
- O Hashiramie! Od śmierci Izuny go nienawidzi! Mimo, że on tego nie zrobił! Nie wierzę w to,  tak samo jak w tą idiotyczną sprawę sprzed kilku lat!
Rudzielec westchnął, otulając mnie ramieniem. Wtuliłam się w niego, przecierając zmęczona oczy.
- Na dodatek dostałam kolejny telefon od ojca. On oczekuje że zebrałam wszystkie informacje jakie chciał… Najbliższe spotkanie mam uznać za znak do…. – moją wypowiedź przerwała mała, czerwona kropka, która pojawiła się na moim ciele. Pain również ją zauważył, łapiąc mnie w pasie. W ostatnim momencie znaleźliśmy się na podłodze. Drugi strzał trafił blisko moich nóg, a Pain przyciągnął mnie do siebie, chowając w ramionach.
- Jasna cholera, snajper…
Nagle jednak, wszystko ustało, a mój telefon zaczął dzwonić. Odebrałam  szybko, widząc znajomy numer.
- Yuuki, musisz uważać. Ktoś już kilka razy próbował cię namierzyć. Lepiej zakoduj numer, bo inaczej im się to uda.
- Chyba już to zrobili…
- Snajper musiał być przez to… - wymruczał Pain, wychylając się przez okno. Kiwnęłam głową, przeklinając pod nosem.
- Możesz poszukać osoby która najwyraźniej chce się mnie pozbyć?
- Yuuki, to taki sam styl jaki miał ... wiesz kto.
- Przecież on….  Nie, musiałeś się pomylić. Jego już nie ma…
- Pamiętaj, złego licho nie bierze.




    Siedziałem przy biurku mojego starego znajomego, wyczekując wiadomości na temat Yuuki. Nie podobała mi się ta sytuacja. Mężczyzna podniósł na mnie wzrok zielonych oczy i oparł się wygodniej o fotel. Cisza między nami nadal trwała, a z dołu dochodziły tylko odgłosy z kasyna. Zimny wiatr wpadał do gabinetu, przyprawiając mnie o dreszcze, które jak najbardziej pasowały do obecnej sytuacji. Krajobraz za oknem, również oddawał ten ponury nastrój.
- Zmartwychwstanie?
- Wątpię… naprawdę wątpię – odparłem, zagryzając wargi.  Z całej tej sytuacji robił się coraz większy cyrk. Zamknąłem oczy, myśląc intensywnie. Nie mogłem do niej jeszcze pojechać. To byłby najgłupszy pomysł na świecie. Musiałem swoje życie utrzymać w tajemnicy.
- Czemu się tak spinasz Akira?
Dopiero po uwadze Kakuzu, zauważyłem jak moja ręka zaciskała się z każdym momentem na oparciu krzesła, a długie paznokcie, wbijały się głęboko w drewno.  Starałem się opanować, jednak wspomnienia nachodzące do mnie, wcale mi tego nie ułatwiały. Widziałem Jego stojącego przed nami z wycelowaną w nas bronią…. Krzyk mamy i Yuuki, a potem strzał… i ciemność, zanim zemdlałem…
- Znajdę ją i przyprowadzę do ciebie. Masz moje słowo.
-  Bardzo dobrze. Będę czekał na swojego ‘’detektywa’’.
    Wstałem pomału, żegnając się z Kakuzu. Musiałem wszystko przygotować.



    W tym samym czasie, na lotnisku w Anglii, dwójka mężczyzn wchodziła na pokład prywatnego odrzutowca. Ludzie patrzyli za nimi niespokojnie, nie wiedząc czemu ci się tak dziwnie zachowują. Szeptali coś między sobą, zerkając dokoła na innych i mrużyli oczy.
- Nie stawiła się na wezwanie – powiedział szaro włosy do swojego szefa, kiedy lecieli już w przestworzach..
- Boję się iż wystąpiły pewne komplikacje i najwyższy czas dać naszej małej to jasno do zrozumienia.
Oboje spojrzeli na rudego chłopca, związanego mocnym metalowym prętem i z zakneblowanymi ustami. Z przerażeniem kręcił się na swoim miejscu, raniąc swoje ciało o ostry metal. W jego oczach odbijała się paniczna prośba o pomoc. W końcu miał tylko 5 lat.
- Nie sprzeciwi się nam… nie zaryzykuje życiem własnego syna…