- Yuuki, co się do cholery z tobą dzieje?! Nigdy nie sprawiałaś takich problemów...
- Wujku to nic... nie masz...
- To przez tą sprawę? - zatrzymał auto na czerwonym świetle, patrząc na mnie uważnie. Skrzywiłam się niewidocznie, podkulając nogi - Więc to jednak to...
- Po prostu chcę ci pomóc....
- Rozmawialiśmy o tym, nie mieszasz się w takie sprawy. To zbyt niebezpieczne. Zresztą nie zdobędziesz dowodów na to iż jestem niewinny.
- Dam radę! I dowiodę że to co oni mają na ciebie jest kłamstwem! - z moich oczu biła pewność siebie. Nie chciałam popuścić.
- Skoro mówimy o dochodzeniu w mojej sprawie...
- Tak...?
- Musisz się na jakiś czas ode mnie wyprowadzić. Adwokat powiedział, że lepiej żebyś nie była w domu. Policja może wpaść w każdym momencie...
Spojrzałam na niego zaskoczona, nie mogąc uwierzyć w to co słyszę. Uchyliłam lekko usta jakbym chciała coś powiedzieć, jednak głos uwiązł mi w gardle. Pokręciłam głową w akcie sprzeciwu, jednak jak się okazało nie było dyskusji.
Byłam w swoim pokoju. Wszystko spakowane do walizek, czekało aż ktoś zaniesie je do auta i wywiezie do nowego domu. Leżałam pod kołdrą, wpatrzona w ekran mojego telefonu. Dokładnie o dwudziestej, w towarzystwie Paina miałam się przenieść na jakiś czas do Uchihów. Cieszyłam się iż pozwolili mi się do nich wprowadzić, mimo że wiedziałam jakie relacje mieli ze swoim ojcem.
- Mała, to już czas - rudy pojawił się w moich drzwiach dokładnie o czasie, wyrywając mnie z zamyślenia. Wstałam niechętnie, patrząc błagalnie na niego. Pokręcił tylko smutno głową, biorąc jedną z moich walizek i otaczając ramieniem.
- Pain, chcę się jeszcze pożegnać...
- Lepiej nie... Rozmawia z adwokatem... Wyglądało na to że tym razem sprawa jest poważniejsza.
Westchnęłam przeciągle, po chwili będąc już na dole. Dom był cały wyludniony na rozkaz wujka. Nie chciał żeby ktokolwiek był w tamtym czasie w budynku. Wrzuciliśmy bagaże na tylne siedzenie mojego Mitsubishi, zasiadając na swoich miejscach. Rudy uśmiechnął się do mnie pocieszająco, podając mi kluczyki.
Westchnęłam przeciągle, po chwili będąc już na dole. Dom był cały wyludniony na rozkaz wujka. Nie chciał żeby ktokolwiek był w tamtym czasie w budynku. Wrzuciliśmy bagaże na tylne siedzenie mojego Mitsubishi, zasiadając na swoich miejscach. Rudy uśmiechnął się do mnie pocieszająco, podając mi kluczyki.
- To twoje auto prawda? - roześmialiśmy się cicho, jadąc w dobrych nastojach do willi moich przyjaciół. Pain włączył jakąś stację radiową, zaczynając nucić swoją ukochaną piosenkę która akurat leciała. Spojrzałam na niego litościwie, o mało nie prychając śmiechem. Rudzielec zawsze był poważny i opanowany, jednak kiedy byliśmy sami, umiał zachowywać się jak rozwydrzony nastolatek. Dojechaliśmy bardzo szybko, a miałam nadzieję, że jeszcze będę mogła spędzić trochę czasu z moim przyjacielem. Przed budynkiem czekał na mnie Madara. Jego twarz jak zwykle nie wyrażała nic, jednak kiedy mnie zobaczył, na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. To nie zmieniało jednak faktu iż patrzył nieufnie na mojego towarzysza. Oboje przez chwilę zmierzyli się wzrokiem, a potem Pain uścisnął mnie na pożegnanie, odchodząc w stronę przystanku.
- Do zobaczenia szybko Mała!
Uśmiechnęłam się, przewracając oczami i zwracając się do Uchihy.
- Cieszę się że mogę u was trochę pomieszkać i... nie wypytujecie się o powody...
- Nie ma za co... Izuna mówił że masz poważne problemy w szkole i na dodatek jakieś w domu, więc uważam że nie będę się wpychał w twoje prywatne życie.
- Dziękuję.... - uśmiechnęłam się lekko, idąc za brunetem prowadzącym mnie na piętro do mojego pokoju. Było to dość duże pomieszczenie z ogromnym oknem przy którym stało łóżko, zasłane purpurową pościelą. Na prawo znajdowała się szafa wmontowana w ścianę, dzięki czemu nie zabierała dużo miejsca, a na przeciw stało szklane biurko z dużym, wygodnym krzesłem obrotowym. Ściany były koloru liliowego, jednego z moich ulubionych. Usiadłam za biurkiem, stukając palcem w blat. Nie wiedziałam jeszcze jak rozwiązać mój problem, ale nie mogłam się poddać.
Kolację zjadłam sama. Nie chciałam im i w tym zawadzić. Akurat kiedy zmywałam, mój telefon zaczął dzwonić jak szalony. Popatrzyłam na wyświetlacz, na którym napisany było ''numer nieznany''. Zaskoczona wytarłam ręce, widząc że ta sama osoba wydzwaniała do mnie rano. Miałam dokładnie 22 nieodebrane połączenia.
- Słucham...?
- Nareszcie odebrałaś Yuuki... - z telefonu dobiegł mnie spokojny, jednak nadal lekko podirytowany głos.
- Kim jesteś...?
- Zaczynałem się martwić, że nie chcesz pomóc Hashiramie...
- O czym ty mówisz...?
- Za dużo pytań zadajesz... Radzę ci usiąść i grzecznie czekać aż ci wszystko wyjaśnię.
Zacisnęłam wargi, łapiąc w ręce białą, skórzaną kurtkę i wyszłam z domu. Nie chciałam ryzykować że ktoś mógłby nas usłyszeć. Misja miała być jak najbardziej tajna i nie chciałam w nią nikogo niepotrzebnie mieszać.
- Opuściłaś dom...? Sprytne zagranie. Ale to również oznaczać że zależy ci na tym co wiem.
- Obserwujesz mnie, wiesz na czym mi zależy... Nie zdziwię się jeśli za niedługo będziesz chciał mnie sprawdzić.
- Zaiste... Widzisz, moja rodzina wielbi wyścigi. Auta to całe nasze życie i można powiedzieć, że nienawidzimy przegrywać z innymi w takich konkurencjach. Sama możesz wybrać.. Mnie to obojętne. Jeśli dowiedziesz, że na coś cię stać, z chęcią się spotkam i porozmawiamy osobiście. Znam wiele osób, a także sam wiem wiele na temat waszej złej sytuacji. Mogę ci pomóc lepiej niż ktokolwiek inny, ale to też kosztuje...
- Ile?
- Chodziło mi raczej o sprawę z odwdzięczaniem się. Kosztować cię będzie tyle co znalezienie paru osób i zabicie ich. Zaszli mi za skórę, a nie lubię jak mnie ktoś psem nazywa.
- A nim nie jesteś?
- Podwójny agent melduje się na zawołanie. Tylko dzięki aktom policji wiem o tobie wszystko.
- Gdzie i kiedy? - spytałam twardo, już patrząc na auto zaparkowane na podjeździe.
- Dziś, za godzinę. Wyścigi są na obrzeżach miasta od strony wybrzeża. Będziecie jechać przez miejsce patrolowane przez większe oddziały policji, więc nie zdziw się jak was postanowią gonić.
- A ty jako jeden z nich nie możesz tych patroli odgonić? - nie otrzymałam jednak od niego odpowiedzi, gdyż rozłączył się zanim skończyłam swoje pytanie.
- Patrz jak łazisz laleczko! - podniosłam głowę, napotykając spojrzenie szarych tęczówek, ukrytych za okularami. Chłopak spiął swoje włosy w krótkiego kuca z tyłu głowy, mrużąc oczy. Otworzyłam lekko usta, nie mogąc uwierzyć kto przede mną stoi.
- Kabuto Yakushi... Wieczne popychadło Orochimaru...
- Słucham...?
- Nareszcie odebrałaś Yuuki... - z telefonu dobiegł mnie spokojny, jednak nadal lekko podirytowany głos.
- Kim jesteś...?
- Zaczynałem się martwić, że nie chcesz pomóc Hashiramie...
- O czym ty mówisz...?
- Za dużo pytań zadajesz... Radzę ci usiąść i grzecznie czekać aż ci wszystko wyjaśnię.
Zacisnęłam wargi, łapiąc w ręce białą, skórzaną kurtkę i wyszłam z domu. Nie chciałam ryzykować że ktoś mógłby nas usłyszeć. Misja miała być jak najbardziej tajna i nie chciałam w nią nikogo niepotrzebnie mieszać.
- Opuściłaś dom...? Sprytne zagranie. Ale to również oznaczać że zależy ci na tym co wiem.
- Obserwujesz mnie, wiesz na czym mi zależy... Nie zdziwię się jeśli za niedługo będziesz chciał mnie sprawdzić.
- Zaiste... Widzisz, moja rodzina wielbi wyścigi. Auta to całe nasze życie i można powiedzieć, że nienawidzimy przegrywać z innymi w takich konkurencjach. Sama możesz wybrać.. Mnie to obojętne. Jeśli dowiedziesz, że na coś cię stać, z chęcią się spotkam i porozmawiamy osobiście. Znam wiele osób, a także sam wiem wiele na temat waszej złej sytuacji. Mogę ci pomóc lepiej niż ktokolwiek inny, ale to też kosztuje...
- Ile?
- Chodziło mi raczej o sprawę z odwdzięczaniem się. Kosztować cię będzie tyle co znalezienie paru osób i zabicie ich. Zaszli mi za skórę, a nie lubię jak mnie ktoś psem nazywa.
- A nim nie jesteś?
- Podwójny agent melduje się na zawołanie. Tylko dzięki aktom policji wiem o tobie wszystko.
- Gdzie i kiedy? - spytałam twardo, już patrząc na auto zaparkowane na podjeździe.
- Dziś, za godzinę. Wyścigi są na obrzeżach miasta od strony wybrzeża. Będziecie jechać przez miejsce patrolowane przez większe oddziały policji, więc nie zdziw się jak was postanowią gonić.
- A ty jako jeden z nich nie możesz tych patroli odgonić? - nie otrzymałam jednak od niego odpowiedzi, gdyż rozłączył się zanim skończyłam swoje pytanie.
~*~
Nadal nie sądziłam, że to robię. Wujek zawsze trzymał mnie z dala od takich miejsc i imprez. Westchnęłam przyspieszając tylko i dokładnie starając się przetrawić wszystkie informacje jakie dostałam od tego gościa. Miałam mu zaimponować. Z moim doświadczeniem to raczej mogę się upokorzyć. Ale chyba nie mam wyboru. Dojechałam na miejsce z walącym szybko sercem. Nie miałam pojęcia czego mogę się spodziewać po tej dzielnicy. A dodatkowo przerażało mnie to że nie byłam nawet porządnie uzbrojona. Jedyna broń jaką mogłam się ochronić w razie czego, był mały pistolecik, przypięty do mojego uda i schowany pod spódniczką, który dostałam od wujka na 1o urodziny. Strzelałam dobrze, ale mimo to nie wolno mi było wpadać w wir zabijania, więc moje zapędy zostały skutecznie ograniczone.- Patrz jak łazisz laleczko! - podniosłam głowę, napotykając spojrzenie szarych tęczówek, ukrytych za okularami. Chłopak spiął swoje włosy w krótkiego kuca z tyłu głowy, mrużąc oczy. Otworzyłam lekko usta, nie mogąc uwierzyć kto przede mną stoi.
- Kabuto Yakushi... Wieczne popychadło Orochimaru...
- Yuuki... od kiedy TY pojawiasz się na tak wytwornych przyjęciach? - kpiący uśmieszek nie schodził z jego twarzy. Złapał mnie za nadgarstek, podnosząc lekko do góry. Zrobił to z taką łatwością, iż mogłoby się wydawać, że ważę tyle co piórko.
- Zobaczymy czy ten Senju nauczył cię czegoś... Stawiam 5 tysięcy, że nie pokonasz Kidomaru - powiedział to na tyle głośno żeby wszyscy w koło mogli go usłyszeć. Oczywiście wizja wyścigu z nowicjuszem, na dodatek z kimś z wyższej strefy i na zakład, była bardzo interesująca.
- Daj spokój Kabuto! Ona nic nie umie! Możesz od razu postawić 100 tysięcy i wygrasz!
- Zaiste... Możesz postawić... - zmarszczyłam brwi, słysząc ten głos. Na dodatek ten sposób wymowy...
- Lou, nie mów mi że chcesz stanąć po jej stronie?
- Daję 2oo tysięcy i swój wóz na to, że wygra!
Dookoła rozniosły się szmery. Wykorzystałam to, przyglądając się chłopakowi. Wyglądał na mniej więcej 24 lata. Miał zielone, krótko ostrzyżone włosy i szafirowe oczy, w tamtym momencie wpatrzone we mnie.
- Skoro tak... Przyjmujesz wyzwanie laleczko?
- Przyjmuję - powiedziałam hardo, zakładając ręce pod piersi - Jaka konkurencja?
- Cóż... mam swoją specjal.... - Kidomaru zaczął, jednak Lou przerwał mu po chwili.
- Pozwól damie wybrać w czym chce się zmagać.
- Drift. Chcę z wami jechać w drifcie.
Zielonowłosy spojrzał na mnie jeszcze raz, tym razem uważniej, jakby starając się odczytać co krąży w moich myślach. Weszłam do auta nie dając im czasu na odpowiedź i ruszyłam na dobrze widoczną linię startu. Kidomaru zrównał się ze mną szybko, siedząc w swoim niebiesko-białym audi TT.
- Gotowa na porażkę?
- Twoją? Jak nigdy dotąd!
Ruszyliśmy na znak. Nie sądziłam, że może być aż tyle adrenaliny w jednym wyścigu. Mitsubishi wchodziło płynnie w zakręty, chociaż już na pierwszym poczułam brak dobrej przyczepności. Na prostej powierzchni, tuż w momencie w którym auto musiało przyśpieszać, dało się też zauważyć jak wielka różnica jest między mną i Kidomaru. On jednak sprawiał wrażenie zagubionego. Uśmiechnęłam się wrednie widząc to i dociskając tylko gaz do dechy. Miałam jeden cel. Wygrać to....
Siedzieliśmy w garażu. Ja i Madara. Brunet pochylał się nad silnikiem mojego samochodu, co chwilę coś do siebie mrucząc. Wyglądało to jakby mówił sam do siebie. Nie wiedziałam co go tak wkurzyło, skoro ja tylko przepaliłam silnik. Auto chciało ruszać, jednak krztusiło się już przy 5o.
- Ja nie wiem co ty z tym robiłaś! Może mi powiesz? - uniósł brew, patrząc na mnie aluzyjnie. Czułam że czeka mnie dużo do wyjaśniania. Podrapałam się lekko za głowa, śmiejąc się zakłopotana.
- Cóż... ja.. ten... no...
- Po prostu przesadziła z obrotami. Jej zwykły silnik tego nie wytrzymał i ot cała historia. Jak chcesz się ścigać młoda to będziesz musiała zrobić porządny przegląd temu autku...
Spojrzałam w stronę z której dochodził ten głos. Uśmiechnęłam się miło, widząc znajomą, zieloną czuprynę.
- Lou... Jednak udało ci się trafić - wytarłam dłonie w szmatkę, witając się z nim z uśmiechem. Od czasu moich pierwszych wyścigów nieźle się dogadywaliśmy, a on pomagał mi jak mógł ze sprawą wujka. Tak, to on wydzwaniał do mnie jak szalony. Powiedział, że zdałam test, a mój zapał do dalszych wyścigów bardzo mu się spodobał. Nawet wzbogacił się dzięki moim zwycięstwom, jednak jemu to chyba nie robiło różnicy. Był tak cholernie bogaty, że kilka tysięcy w tą czy w inną nie robiły dla niego różnicy.
- A to...?
- Osoba pomagająca mi w moich sprawach. Lou - Madara, Madara - Lou...
Chłopcy uścisnęli sobie dłonie, patrząc na siebie przez chwilę. Uśmiechnęłam się, widząc jak po chwili zaczęli rozmowę. Nie chcąc im na razie przeszkadzać, udałam się do środka domu. Po drodze jednak wpadłam na ojca Uchihów i paru jego osiłków. Mężczyzna spojrzał na mnie chłodno i jakby z obrzydzeniem, warcząc wściekle:
- Uważaj jak chodzisz gówniaro - na szczęście po tym poszedł. Westchnęłam z ulgą, nie chcąc sobie przypominać naszych dłuższych sprzeczek. Słysząc tłuczone szkło w kuchni, od razu tam pobiegłam. W owym pomieszczeniu, na podłodze, klęczała Lajones. Jej ciało było w siniakach, a na dodatek drżała. Rękę miała przeciętą, co za pewne było sprawą rozbitego talerza przy niej leżącego. Zmartwiona podeszłam do niej, odrywając kawałek mojej podniszczonej i tak bluzki. Dziewczyna słysząc moje kroki, podniosła szybko głowę, ukazując mi oczy w których jeszcze tliła się nutka strachu. Pewnie bała się, że ojciec wrócił.
- Nie martw się.... Wyszli z domu i pewnie nie wrócą długo... - zaczęłam opatrywać jej rany, mrucząc coś pod nosem. Brunetka nie odzywała się przez cały ten czas, patrząc w punkt za mną.
- Dziękuję... nie musiałaś - uśmiechnęła się nieśmiało, wstając z moją pomocą.
- Nie ma za co - objęłam ją ramieniem, resztą dnia spędzając z nią. Wiedziałam, iż po ''bitwach'' z ojcem miała podły nastrój. Nawet braciom było trudno do niej dotrzeć. Wyszło na to, że usnęłyśmy razem w pokoju, na następny dzień wpadając do szkoły na trzecią lekcję.